Pisząc kilka słów, które miałyby scharakteryzować moją muzykę nie mogę przestać myśleć o kilku opiniach, które na jej temat usłyszałem. Pierwsza była taka, że nic się w niej nie zgadza, wszystko jest nie takie jak powinno, nikt tak nie pisze, a jednak trudno sobie wyobrazić, że mogłaby być napisana inaczej. Drugą, że moja muzyka jest… filmowa i w jakiś dziwnie intensywny sposób pobudza wyobraźnię, słyszałem ją już naprawdę wiele razy. Wreszcie trzecia, że jest mroczna, groźna i pełna napięcia, co sprawia, że nie pozwala spokojnie odetchnąć, taka opinia docierała do mnie równie często, jak poprzednia.
Czy jako jej twórca mogę cokolwiek napisać o jej charakterze, oprócz poglądów osób trzecich? Przecież w żadnym razie nie mam do niej dystansu, nie potrafię odnieść się do niej obiektywnie. Może poza przedstawieniem tych najczęstszych opinii powyżej, napiszę o moich założeniach i celach? Słuchaczom pozostawię ocenę jaki ma charakter i styl.
Muzyka programowa nie istnieje – istnieje muzyka… i tyle. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę, jednak wiele lat temu doszedłem do wniosku, że niektóre utwory są tak dobrze napisane, że nie sposób pomylić się w identyfikacji ściśle określonych emocji, które zostały w nich zawarte. Postanowiłem zatem zawsze pisać muzykę o czymś, zawsze o czymś, co dla mnie ważne, skupiając się na konkretnej myśli, którą mógłbym wyrazić jakimś współbrzmieniem, frazą, czy rytmem.
To pewnie dlatego, kiedy po raz pierwszy muzycy wykonują moje utwory, zdarza się, że nie rozumieją pewnych fragmentów, mają nawet liczne wątpliwości i nie wiedzą jak się do nich zabrać. Dopiero kiedy zdradzam im szczegóły „libretta” i omawiam miejsca, w których dzieje się (tylko dla mnie, oczywiście) coś konkretnego, nabierają pewności. Dokładnie wiedzą już jak dany fragment wykonać, zagrać, zaśpiewać – wiedzą jak stworzyć muzykę, w którą uwierzą i oni, a zatem także odbiorcy.
Zatem moja muzyka zawsze będzie w pewnym sensie programowa. Nawet jeśli Odbiorca nie będzie znać treści literackiej, jaką opisałem dźwiękiem, to będzie mieć pewność, że emocje są wyraźne, szczere i jak najbardziej prawdziwe. Trochę też jakby cofam się w czasie – i wiem, że to „wyszło z mody”, ale piszę muzykę na zwykłej pięciolinii posługując się w większości zwykłymi oznaczeniami i zwykłym przeznaczeniem instrumentów.
Poruszam się przy tym gdzieś w przestrzeni pomiędzy tonacjami, ale wymyślając barwy, harmonię, faktury, melodie i wszystko, co stanowi mój specyficzny język, dążę do artystycznej prawdy. Dążę do tego, aby objawiła się nie w tandecie i płaskim wrażeniu w czasie trwania utworu, ale na znacznie dłużej – w sercu, duszy i umyśle, aby pozostał ślad i można było tego utworu słuchać w kółko i wciąż go odkrywać.
Ponadto w każdym utworze staram się zamknąć jakiś swój prywatny mały wszechświat, do którego mogę na chwilę porwać ludzi po obu stronach – Wykonawców i Audytorium.
Najbardziej osobisty cel jest taki, że zawsze chciałem oddać jakieś przejmujące mnie uczucie, jakąś ważną dla mnie myśl, istotną sprawę, w taki sposób, aby to uczucie zamknąć i zabezpieczyć na zawsze, ale w sposób możliwy do odtworzenia. A kto wie? Może znajdzie się ktoś, kto ucieszy się z moich starań i odnajdzie tam też siebie?
przejdź do: