Cztery pieśni na sopran i dwie wiolonczele
element dzieła
u podstawy martwej natury
leży zmęczony światłocień
wciąż rozkłada szeroko
spłaszczone kształtu oblicze
ale z czasem i on zaplata ciasno ramiona
wydziera spod siebie cienkie smugi litości
wcale nie zamierza krzyczeć
mętnieje tylko
kurczy się
i blaknie
to strach przed śmiercią
jednakową w każde południe
prześwituje wtedy
przez granatowe
mocno napięte płótna
jakby przez welon
przez pamięć
znika
przemówienie
otwieram przed wami nawy kościelne
głębią perspektyw w zatartym pośpiechu
kładę przed wami twarz widnokręgów
jakby mchu szarego plaster zwiędły
na odpuszczenie grzechów
wszystkie intencje wpisano mi w okrąg
i wrysowano w trójkąt najwyższe instynkty
dym zamieniono w martwe sklepienie
przyklejono zwietrzały ślad ludzkości
jestem porośnięty barwą
zapleciony suknem
ale znam zapach skóry mojej nieludzkiej
odcień ma jak niewykryte kłamstwo
a kiedy ruch ustanie całkowicie
wszystkim żywiołom dam jedną chwilę
by wypuściły mnie przed groźbą werniksu
odtąd będę liczyć rany zadane zmysłom
jakże bym chciał się przekonać
że w poruszeniu do granic obłędu
przestępujesz z nogi na nogę
teraz wiem
doczekam w ostatnim powidoku
że jak deszcz pokonuje rosę
moje lasy umrą i baśnie
pochłaniam się w przestrzeń
upadam w szepty
pod twardą taflą połysku
nie poruszę się więcej
ja jestem testament
patrzą
na początek zazdrość z pogardą
jako pierwszy sakrament
tak usilnie szukają
figurek z lodu
wzorów ukrytych
zgubnych zamiarów
odnajdują tam rzeki
brodzą nimi od niechcenia
w tych mizernych skorupkach
ni to od jajek ni od orzechów
a przecież wciąż chcą więcej
– ciągłych tłumaczeń
– przepowiedni
zamiast oszczędzać siły
stoją w kolejce nad przepaścią
odgadują nieistotne względy
obalają własne mity
odgadują mity
obalają względy
(co pół kroku inne światło)
rozkładają ręce nawet przodkowie
zapomnieli już o miejscach spoczynku
wpadli w starej farby wąskie koleiny
doprawdy
nie wiadomo po co
spóźnieni są
zbyt wcześnie
piękno
choć nikt nie dostrzega podobieństwa
to brzydota stworzyła doskonałość
wystarczy wziąć pod uwagę
piszczałki biedy
ten niedostatek tworzywa
ale także
skandal i współczesne lustra
no wiesz –
kiedy mocno rozważy się względność obiektu
zagra się w trwogę potrzeb nowego świata
przymierzy do nieznanego
wyliczy stopień złudzenia
wtedy powstanie rekonstrukcja
ze znakomitym doborem wrażeń
pod osłoną sztywnej oprawy
jak pacierz pełen oskarżeń
na wskroś wyzbytych pokus
niechcianego słowa
czy nikt nie widzi
jak wszystko się zmienia
w stare zamszowe inskrypcje?